piątek, 25 lutego 2011

Warszawska bezpłodność.

Dobry wieczór!

Poczułem się zobowiązany w końcu napisać kilka słów. Nie zobowiązany wobec czytelników wątpliwego istnienia, co wobec siebie. Marnując czas na planowaniu coraz to nowszych, słomianych idei dalszego postępowania, zapominam o tym całym własnym ogródku.

Bezpłodność warszawska dała mi się we znaki. Nie, nie brak czasu, chęci. Nawet nie brak wydarzeń w moim życiu, ciekawych, załamujących, rozweselających. Wszystko co powyżej występuje u mnie na co dzień. Ograniczeniem jestem chyba sam ja. Bezpłodny jak nigdy.

Chociaż, wychodząc z założenia, że aby móc posiadać dzieci, winno się najpierw posiadać warunki, także materialne, do możliwie jak najlepszego ich wychowania. Może tak samo u mnie. Najsampierw muszę posiąść to coś, żeby nie wydawać na świat potomstwa skazanego na niepowodzenie, obśmianie i ubóstwo.

Zawsze oddany,

M.