czwartek, 19 sierpnia 2010

Poznanie

3 czerwiec. Oczy Wiktora zmatowiały, za chwilę zaś zaszkliły się przy słabym świetle małej żarówki, wystającej jakby na antenkach z lampki stojącej nieopodal, na biurku. Krótki błysk w oku, chcąc nie chcąc łza spłynęła po blado-aksamitnym policzku. Zatrzymała się dopiero w kąciku ust. Zadrżał mu nadgarstek… Głęboki oddech… każdy taki potęgował tylko jeszcze bardziej i tak już silny łomot serca. W jego głowie trwała walka, sam na sam, ze sobą. Brzdęknięcie. Metalowy długopis wypadł z ręki Wiktora, upadł na szklany blat popielatego biurka. Biurka które tak wiele dla niego znaczyło…

Wiktor już jako dziesięcioletni chłopiec lubił pisać wiersze, najpierw były to krótkie rymowanki mówiące o zwierzętach, roślinach, o cudowności świąt Bożego Narodzenia, o zapachu świeżo upieczonego ciasta czekoladowego przygotowywanego przez jego babcię czy powietrza po burzy. Z drugiej strony zaś pisał odważnie jak na młody wiek i brak doświadczenia. Nie zawsze zachwycał się otaczającym go światem. Potrafił krytykować złe, według niego, zachowania. Szczególnie sprzeciwiał się niszczeniu otaczającej go przestrzeni, kochanego ogrodu. Ogród jego matki był ogromny w porównaniu z domkiem, w którym były tylko 3 pokoiki, łazienka i maleńka widna kuchnia. Z kuchnią Wiktor także wiązał wiele wspomnień, to tu babcia piekła na święta ciasta a mama gotowała jego ulubioną zupę grzybową. Domek może przez jego mała gabaryty i panujący w nim nastrój był miły i przytulny. Bele z których był zbudowany posiadały swój urok i niepowtarzalność, nigdzie w okolicy nie było podobnego budynku, belki sprowadzany były podobno aż z Kanady przez ojca jego matki, który był marynarzem. Zielony dach i małe drewniane okienka nadawały mu więcej tajemniczości, ale także dodawały swojskości, każdy od przekroczenia progu furtki czuł się jak u siebie. Od frontu drobna weranda z ławeczką-huśtawką. Dwa drewniane schodki. Potem już tylko ogród…

Może dzięki nadzwyczajnemu otoczeniu Wiktor zyskał cechę która potem miała strasznie utrudnić mu życie, wrażliwość. Późną jesienią gdy matka pastowała podłogi przed świętami Wiktor lubił przesiadywać na maleńkim ale pojemnym poddaszu. Znajdował tam masę niepotrzebnych już gratów, jednak wiele z nich pobudzało jego wyobraźnie, każdy przedmiot doceniał, próbował poznać jego historię, czasem sam ją pisał. Kochał te rupiecie nikomu już niepotrzebne, samotne. Podczas chłodnych popołudni chłopiec pisał na stryszku w swoim skórzanym czarnym notesiku, który, jak większość przedmiotów otaczających go, także miał swoją historię. Dostał go od mamy w dzień po jego komunii, była to jedna z niewielu pamiątek po jego dziadku. A może nawet i jedyna…

CDN