Siadam z kumplem w jednym z warszawskich pubów. Zamawiamy piwo i zaczynamy rozmawiać. Tym razem o seksie. O tym dlaczego ludzie o seksie nie rozmawiają i o tym, że fajnie, że chociaż my to robimy (rozmawiamy!). Nie tyle między sobą (bo nic w tym dziwnego), ale w naszych różnorakich związkach i związkopodobnych relacjach. Jak zwykle wchodzimy w poetykę wielkich myślicieli XXI wieku i rozrysowujemy w naszych głowach najróżniejsze scenariusze. W pewnym momencie, mniej więcej po wypiciu połowy ciemnego, czeskiego trunku, przypomina nam się śmieszna książka o seksie, napisana dla nastolatków. Wyśmiewamy porady o masturbacji analnej gotowaną marchewką i inne perełki. Zatrzymujemy się na chwilę przy temacie pornografii.
Co z tym porno?
Oglądałem ostatnio porno, żeby zobaczyć jak wygląda na retinie (nowy ekran w macbookach o dużo wyższej rozdzielczości), nic nowego, nic ciekawego - skonstatował kumpel i tym dał mi do myślenia. Czy przeciętny człowiek w dzisiejszych czasach nie jest zniszczony przez wszechobecną nagość? Czy część problemów łóżkowych nie bierze się z jej nadmiaru? Myślę i myślę, i wymyśliłem.
Nagość mnie nie podnieca.
Wręcz przeciwnie, często nudzi. Zabieg marketingowy, który miał zwracać uwagę na produkty promowane przez seksownie wyglądających ludzi, nie działa już na mnie w najmniejszym stopniu. Działa wręcz przeciwnie, odrzucająco. Mam dość tego, że marketingowcy wciąż traktują mnie jak osobę, która kupuje sok ze względu na wzwód. Obserwując ludzi na ulicach, także dochodzę do wniosku, że prawie nikt nie zwraca już uwagi na roznegliżowane ciała na bilbordach. Mimo to wiele fanpejdżów na fejsbuku ciągle promuje swoje strony przez dodawanie zdjęć emanujących nagością. Ciekaw jestem, jak wiele osób lubi je po prostu dla zasady i wrażenia estetycznego, a ile z powodu przyjemniejszych doznań?
Kiedyś kawałek odsłoniętej nogi, czy klatki piersiowej był czymś pobudzającym. Teraz z każdej strony atakują nas wyuzdane/ni gimnazjalistki/ści, balonowe reklamy i te, co "za darmo dadzą ci puszki". Przez to nasze wymagania w łóżku rosną, bo na co dzień atakuje nas tyle bodźców, że na większość z nich się uodporniamy. W połączeniu z brakiem rozmów (seks=tabu) domyślam się, że znamy już podstawową przyczynę frustracji naszego społeczeństwa. Rodacy, do łóżek!
Co z tym porno?
Oglądałem ostatnio porno, żeby zobaczyć jak wygląda na retinie (nowy ekran w macbookach o dużo wyższej rozdzielczości), nic nowego, nic ciekawego - skonstatował kumpel i tym dał mi do myślenia. Czy przeciętny człowiek w dzisiejszych czasach nie jest zniszczony przez wszechobecną nagość? Czy część problemów łóżkowych nie bierze się z jej nadmiaru? Myślę i myślę, i wymyśliłem.
Nagość mnie nie podnieca.
Wręcz przeciwnie, często nudzi. Zabieg marketingowy, który miał zwracać uwagę na produkty promowane przez seksownie wyglądających ludzi, nie działa już na mnie w najmniejszym stopniu. Działa wręcz przeciwnie, odrzucająco. Mam dość tego, że marketingowcy wciąż traktują mnie jak osobę, która kupuje sok ze względu na wzwód. Obserwując ludzi na ulicach, także dochodzę do wniosku, że prawie nikt nie zwraca już uwagi na roznegliżowane ciała na bilbordach. Mimo to wiele fanpejdżów na fejsbuku ciągle promuje swoje strony przez dodawanie zdjęć emanujących nagością. Ciekaw jestem, jak wiele osób lubi je po prostu dla zasady i wrażenia estetycznego, a ile z powodu przyjemniejszych doznań?
Kiedyś kawałek odsłoniętej nogi, czy klatki piersiowej był czymś pobudzającym. Teraz z każdej strony atakują nas wyuzdane/ni gimnazjalistki/ści, balonowe reklamy i te, co "za darmo dadzą ci puszki". Przez to nasze wymagania w łóżku rosną, bo na co dzień atakuje nas tyle bodźców, że na większość z nich się uodporniamy. W połączeniu z brakiem rozmów (seks=tabu) domyślam się, że znamy już podstawową przyczynę frustracji naszego społeczeństwa. Rodacy, do łóżek!