czwartek, 31 lipca 2014

Fastrygi



Dorastamy nielekkim gestem

Obijając się o nonsens

Nieboskłonu stałość

karmi krew

Jak tsunami

uruchamia sen

Jak modlitwa

wszystkich dzieci, które znam

Wpłynie siła by

coraz mniej się bać




I nie zatopi nas

pokusa ani strach

A jeśli zerwie dach

huraganowy wiatr




Ląd nie utonie




Jak fastryga trwały

prawdy wzór

Rdzawe sito

niewymowny głód

Skacz kochanie,

lecz tylko wtedy, kiedy ja

Będę blisko

nie uciekaj sam




I nie zatopi nas

pokusa ani strach

A jeśli zerwie dach

huraganowy wiatr




Lądu toń

ochroni dom

Lądu toń

ochroni dom




I nie zatopi nas

pokusa ani strach

A jeśli zerwie dach

huraganowy wiatr




I nie zatopi nas

pokusa ani strach



Dojrzewanie nie jest rzeczą prostą, a przyajmniej podobnie rzecze prawie każdy, który tego dojrzewania doświadczył, a mianowicie, każdy z nas. I chociaż to zdanie może wydawać się zagmatwane, to piosenka Meli Koteluk wydaję się być jeszcze bardziej zagmatwana. Dzięki czemu, dla niektórych jest to tekst o niczym, a dla innych wymuszona poezja, quasipoezja, pseudoliterackość. Można z tym dyskutować lub nie, tekst piosenki może kryć między słowami ukryte treści i nikomu to przeszkadzać nie powinno. Jednakowoż nie powinno się tego teksu z poezją mieszać. Swoją drogą - śmieszy mnie, martwi, a może trochę ogarnia mnie trwoga, gdy widzę, czytam, słyszę, jak ludzie odrzucają tego typu muzykę, twierdząc, że jest o niczym. Zastanawiam się, czy znów chwila zastanowienia to za dużo? Dlaczego? 99& piosenek jest oczywistych, dlaczego nie jesteśmy w stanie przy tym 1% się zatrzymać, zastanowić? Nawet jeżeli jest o niczym! Po prostu pobudzić wyobraźnie, postarać się, wymyślić coś swojego, coś dopasować.

Nieboskłonu stałość karmi krew.
Cokolwiek miałoby to oznaczać przy tej interpunkcji - nie wiem, może interpunkcja w założeniu jest inna. W każdym razie nie zaszkodzi sobie dopisać kilku myśli... Rutyna kieruje naszym życiem, czasem wiemy, że po prostu musimy zasnąć, uciec, oderwać się, mimo silnych emocji, innych wrażeń i potrzeb. W każdym razie, w końcu sobie damy radę, przestaniemy się ograniczać, jeśli tylko znajdziemy ku temu sposobność. Człowiek jest istotną niezwykle wytrzymałą, byle jakie niepowodzenie nie powinno spowodować u niego nerwowego załamania. Zawsze jest wyjście z trudnej sytuacji, nawet jeżeli na pierwszy rzut oka wszystko jest skończone. Fastryga niczym trwałym nie jest, może się stać, ale o tym się przekonamy... jedna prawda rzadko kiedy istnieje, a szkoda. Sito podejrzewane o wiekowość także już swoje wie, ale wciąż wiedzieć chce więcej. Obiektywna prawda tak ciężka jest do poznania.

Miłości ma, nie zostawiaj mnie. Jeżeli mamy iść razem przez życie, to niezależnie od sytuacji, momentu, w którym się znajdujemy - zróbmy to - po prostu!



m.

czwartek, 17 lipca 2014

Choroba czwartej rano

O czwartej rano,
jak pożar,
budzi mnie ból.
Wstaję.
Czepiając się ścian wchodzę do łazienki.
Wątpię w istnienie Boga,
dobrych ludzi,
ciebie.
Dzwonię do zegarynki.
Jest.

A. Osiecka

środa, 16 lipca 2014

na marginesie

Minąłem dziś wielu ludzi na ulicy. 
Dzień jak co dzień. 
Wciąż mijam nowych ludzi, a niektórych nawet rozpoznaję.
Nie są już więc nowi, wciąż jednak nieznani. 

Jednostki wracające do swoich domostw. 
Ludzie spieszący się po pracy do domów.
Bo obiad dzieciom, bo kolację mężowi.
Bo pies musi wyjść na spacer, bo zakupy z córką. 

Widzę to zamieszanie. 
Popłoch w oczach.
Słyszę.
Zasmucony głos kobiety, która nie mogła przyjść na występ synka w przedszkolu.
Nie żyjemy dla siebie, prawda?

Widzę też ludzi, którzy nie patrzą na zegarek. 
Wracają, a może gdzieś się udają, trudno stwierdzić.
W ich oczach nie ma błysku.
Są. Istnieją. Niezależne jednostki. 
Tak bardzo idealni. 
Dopracowani.
Sobie poświęceni. 


m.






wtorek, 15 lipca 2014

Skacz kochanie

Nieszczęśliwi frustraci biegają dziesiątego każdego miesiąca po Krakowskim Przedmieściu. Mają już nawet składany krzyż - można pokrzyczeć, a potem schować do torebki i grzecznie wrócić do domu. Praktyczne i dosyć nowoczesne podejście. Nieopodal nich w przyjemnych kawiarniach, w promieniach popołudniowego, letniego słońca siedzą inni, mniej sfrustrowani, mniej smutni, ale także biegający. Czasem po mieście w pośpiechu, a czasem po parku dla przyjemności. Zderzenie skrajności coraz mniej sobą zainteresowanych. Przyzwyczajenie. Przyzwyczajenie prowadzi do tolerancji, a może po prostu akceptacji sytuacji, w której chcąc nie chcąc się znaleźliśmy, której nie sposób zmienić.

Tak bardzo jestem szczęśliwy, że aż muszę być smutny - dla równowagi. Smutek ten powoduje, że piszę ten tekst. Wylewam żale łzawiąc całkowicie wewnętrznie. Akceptuję świat mnie otaczający, staram się. Jestem tak bardzo trzeźwy. Za trzeźwy, zbyt trzeźwo myślący, zbyt analizujący. A tak łatwo byłoby żyć uciekając od tych myśli. Nadczynność mojego umysłu, potrzeba ciągłych bodźców, trud w wyciszeniu, bezsenność. Tak bardzo akceptuję to otoczenie mi najbliższe, a tak bardzo nie potrafię zaakceptować smutku tych ludzi. Tych spod krzyża, tych z kawiarni i tych mi dalszych i bliższych, szczególnie, gdy widzę na ich twarzach uśmiech, a wiem, że kryje się za nim coś strasznego.

m.