środa, 16 lipca 2014

na marginesie

Minąłem dziś wielu ludzi na ulicy. 
Dzień jak co dzień. 
Wciąż mijam nowych ludzi, a niektórych nawet rozpoznaję.
Nie są już więc nowi, wciąż jednak nieznani. 

Jednostki wracające do swoich domostw. 
Ludzie spieszący się po pracy do domów.
Bo obiad dzieciom, bo kolację mężowi.
Bo pies musi wyjść na spacer, bo zakupy z córką. 

Widzę to zamieszanie. 
Popłoch w oczach.
Słyszę.
Zasmucony głos kobiety, która nie mogła przyjść na występ synka w przedszkolu.
Nie żyjemy dla siebie, prawda?

Widzę też ludzi, którzy nie patrzą na zegarek. 
Wracają, a może gdzieś się udają, trudno stwierdzić.
W ich oczach nie ma błysku.
Są. Istnieją. Niezależne jednostki. 
Tak bardzo idealni. 
Dopracowani.
Sobie poświęceni. 


m.